Chyba wszyscy pamiętamy film Van Helsing z Wolver… Hugh Jackmanem oraz uroczą Kate Beckinsale, traktujący o łowcy potworów maści wszelakiej (głównie wilkołaków i im podobnych). Część z nas zapewne kojarzy też serię komiksów z imć Van Helsingiem w roli głównej. Węgierskie studio Neocore, mające dotąd doświadczenie głównie w tworzeniu RTS-ów o orientalnym sznycie, postanowiło przenieść postać Van Helsinga z filmu i komiksów na ekrany komputerów i zawrzeć świat VH w niczym innym jak dynamicznej grze action RPG. Hack’n’slash to zdecydowanie odpowiednia konwencja dla opowiedzenia przygód Van Helsinga. No, w zasadzie przygód jego syna, bo de facto ówże pierworodny, a nie jego legendarny ojciec, jest bohaterem gry. To jednak żadna strata, bo naprawdę niedaleko pada jabłko od jabłoni. Młody pan Helsing to wykapany tatuś. Pewny swego, momentami wręcz butny, z lubością stawia czoła najpaskudniejszym poczwarom, jakie czarna magia i pokrętne ludzkie umysły są w stanie przywołać z siedmiu piekieł na ten świat.

W dzisiejszych czasach, jeśli chcemy stworzyć bardzo dobrą grę, mamy dwa główne wyjścia. Nasza gra musi być albo faktycznie czymś zupełnie nowym, świeżym i prekursorskim, albo zaczerpnąć z flagowych tytułów gatunku to, co w nich najlepsze, i – perfekcyjnie, z odpowiednim wyważeniem poszczególnych elementów – zaadaptować na własne potrzeby. Nie oszukujmy się jednak – stworzenie w 2013 roku całkowicie nowatorskiej gry w ramach jednego czy też miksu kilku gatunków to rzecz prawie niemożliwa. Developerom, szczególnie tym mniej zasobnym w fundusze i nie mającym wsparcia wielkiego wydawcy, pozostaje więc analizowanie mocnych i słabych stron gier konkurencji, a następnie umiejętne połączenie atutów tamtych tytułów oraz wystrzeganie się błędów, które ktoś już popełnił.

Z takiego właśnie założenia wyszli designerzy i producenci VH (zgrabniejszy to skrót niż przydługaśne TIAoVH) i moim zdaniem świetnie wywiązali się z zadania, jakie przed sobą postawili. Kolejne screenshoty i raporty publikowane w toku developmentu na oficjalnej stronie społecznościowej gry na Facebooku tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że szykuje się fajny indyk, który może nieco nawywijać w gatunku. I nie przeliczyłem się. Mamy więc bardzo klimatyczną oprawę wizualną na wzór Diablo III, bardzo swojski – dla mieszkańców środkowej Europy – setting tematyczny (lokacje i wrogowie podobni do potworów z naszego kręgu kulturowego, jak w Wiedźminie), pokaźną porcję humoru i wartką akcję rodem poniekąd z Torchlighta II. A co najważniejsze, gra oferuje atrakcyjny, dostatecznie rozbudowany, a jednocześnie niezbyt rozbuchany i łatwy do ogarnięcia zestaw atrybutów postaci (co niestety jest mankamentem takiego Path of Exile), drzewek umiejętności i perków.

Fabuła osadzona została w świecie stylizowanym na Europę znaną z XIX wieku, ze szczyptą gotyku i klimatycznym, mrocznym wyglądem świata (świetne dynamiczne cienie!). Mamy tu wioski pełniące rolę hubów dla graczy, nawiedzone przez potwory moczary, jaskinie i multum innych lokacji po brzegi wypełnionych monstrami. Wizualnie tytuł bardzo przypomina mocno podrasowaną i uwspółcześnioną wersję Titan Quest, ze sporą ilością wszechobecnej poświaty i superciekawie wyglądającymi lokacjami. Modele postaci są co prawda najwyżej dobre, ale otoczenie, a szczególnie jego elementy w dalszym planie, wygląda cudownie. Najlepiej widać to w podziemnych lokacjach jak kopalnie, gdzie na pierwszym planie w najlepsze trwa rozpierducha, a w tle niestrudzenie pracują górnicze maszyny, dudnią rurociągi i skrzypią elementy konstrukcji. Wygląda to naprawdę świetnie i dodaje grze uroku, dynamiki i klimatu.

Sednem gry nie jest jednakże wpatrywanie się w tło, a szlachtowanie wszelkiej maści mniej lub bardziej ohydnych monstrów. Tutaj z pomocą przybywają wspomniane już atrybuty, drzewka umiejętności oraz perki. Pierwsze rozwijamy przy awansie na kolejny level, inwestując punkty pomiędzy siłę, zręczność, siłę woli i szczęście (sprzyjające ponoć lepszym). W VH niestety nie ma podziału na klasy, co jest wynikiem tego, iż wcielamy się przecież w z góry nakreślonego bohatera. Nie jest on jednak tak do końca i w stu procentach zdefiniowany w każdym detalu. Mamy więc całkiem OK rozmiarów pole do popisu i możemy koksać swojego Van Helsinga (ciągle piszę najpierw Van Halen, a potem kasuję i przeprawiam na Helsinga…) w kierunku melee DPS-a czy ranged DPS-a, dodatkowo oczywiście wspomagając się magią.

W dowolnym momencie możemy przejść z walki na dystans do prania się w zwarciu, i odwrotnie. Za skuteczność jednego i drugiego odpowiadają skille (pasywne i aktywne) z trzech drzewek umiejętności. Aktywne skille możemy łączyć w dodatkowe kombosy, które VH odpala po załadowaniu paska szału. Po przygotowaniu kombosa nasz następny atak (magiczny bądź konwencjonalny) będzie miał więcej powera, dojdzie efekt AoE etc. Generalnie warto pamiętać o kombosach, bo ich użycie wyraźnie pomaga w przetrwaniu.

Podobnie ma się sprawa z perkami. Te z kolei wpadają nam dość rzadko i nie są związane bezpośrednio z levelowaniem samej postaci, ale jej renomą. Każdy potwór odesłany do piachu (tudzież piekieł) daje nam punkty sławy/renomy. Przy dingu na kolejny jej poziom dostajemy możliwość aktywacji jednego nowego perku. Te z kolei stopniowo odblokowujemy, a pozwalają nam zadać 10% więcej obrażeń na maksymalnym dystansie, zwiększają ilość punktów zręczności o 5% czy też pozwalają lepiej współpracować z naszą towarzyszką.

Tak jest, z towarzyszką! Van Helsingowi juniorowi od początku partneruje sympatyczna i równie ambitna co on Lady Katarina – zjawa zamieszana w aferę w grze i walcząca po naszej stronie. To jednak nie jakiś NPC, ale najprawdziwszy członek zespołu. Katarina także awansuje na kolejne poziomy, rozwija swoje atrybuty (cztery wspomniane, o pompowaniu biustu nic mi nie wiadomo, zresztą Katarina to przecież zjawa), rozwija istniejące i zyskuje nowe umiejętności. I najlepsze w tym jest to, że tak jak w przypadku postaci Van Helsinga, to my decydujemy czego nowego nauczy się towarzyszka głównego bohatera.

Mógłbym jeszcze tak długo – o budowaniu i wzmacnianiu kryjówki, szykowaniu ruchu oporu, instalowaniu pułapek, „refordżingu” przedmiotów, świetnych walk z bossami i przynajmniej dziesiątce innych ciekawych „ficzerów” jak chociażby tryb co-op przez internet dla nawet 4 graczy (w tym zamknięty, gdzie postacie trzymane na serwerach gry, co utrudnia albo nawet uniemożliwia cheatowanie). Tylko po co zdradzać wszystko (a i tak chyba chlapnąłem już naprawdę dużo)? Gra w promocji kosztuje wszakże całe 9,89 ojro, a od 30 maja dostępna będzie za 10,99. Jedenaście ojrasów za dobrze przemyślaną, wykonaną ze smakiem (tak szczerze i od serca) siekaninę z elementami RPG to naprawdę super cena (tak jak to było z Torchem 2). W tej cenie jest to gra warta każdej monety, jaką na nią wydamy!

[easyreview title=”The Incredible Adventures of Van Helsing” cat1title=”Grafika” cat1rating=”8.5/10″ cat1detail=”Pieczołowicie wykonana, ze smakiem, klimatem i stylem” cat2title=”Dźwięk” cat2rating=”7.5/10″ cat2detail=”Na ponadstandardowo przyzwoitym poziomie (nie tylko jak na indyka)” cat3title=”Grywalność” cat3rating=”9/10″ cat3detail=”Gwarantuje świetną zabawę dla wszystkich fanów diablopodobnych” cat4title=”Opłacalność” cat4rating=”9/10″ cat4detail=”Niewiele ponad cztery dyszki za tak udaną grę to świetna oferta”]

Komentarze