Pierwszy miecz jest stalowy. Stal syderytowa, ruda pochodząca z meteorytu. Kuta w Mahakamie, w krasnoludzkich hamerniach. Długość całkowita czterdzieści i pół cala, sama głownia długa dwadzieścia siedem i ćwierć. Wspaniałe wyważenie, waga głowni precyzyjnie równa wadze rękojeści, waga całej broni z pewnością poniżej czterdziestu uncji. Wykonanie rękojeści i jelca proste, ale eleganckie.

I drugi miecz, podobnej długości i wagi, srebrny. Częściowo, oczywiście. Stalowy trzpień okuty srebrem, także ostrza są stalowe, czyste srebro jest za miękkie, by dobrze je naostrzyć. Na jelcu i całej długości klingi znaki runiczne i glify, uznane przez moich rzeczoznawców za niemożliwe do odczytania, ale niewątpliwie magiczne.

Andrzej Sapkowski - Sezon BurzPostać Geralta z Rivii, Wiedźmina, stała się już polskim kulturowym dobrem narodowym. Przyczyniły się do tego – pospołu – oryginalność i lekkość prozy Andrzeja Sapkowskiego, swojski słowiański klimat snutych opowieści i dwie świetne gry cRPG autorstwa CD Projekt Red. Przydałoby się więc to swoiste dobro narodowe pielęgnować, podtrzymywać jego wagę i dbać dobre imię. I o ile o jakość i kaliber kolejnej wiedźmińskiej gry jestem raczej spokojny, o tyle do podejścia samego „ojca” Geralta mam już poważne zastrzeżenia.

Po przebrnięciu przez pierwsze kilkadziesiąt stron „Sezonu Burz” dałem na Facebooku wyraz swemu lekkiemu zniesmaczeniu nową powieścią Andrzeja Sapkowskiego. Napisałem między innymi, że mam nieodparte wrażenie, iż Sapkowski wynajął sobie ghost writera, któremu niedbale nakreślił co chciałby dostać w książce i po prostu spokojnie czekał na gotowe dzieło. Następnie tylko pobieżnie je przejrzał i oddał wydawcy. Oczywiście nie twierdzę, że tak to się odbyło, ale faktem jest, iż Sezon Burz arcydziełem nie jest. To bardziej fan fiction w świecie Wiedźmina i z tym samym głównym bohaterem, albo – w najlepszym przypadku – skok na łatwą kasę i spijanie śmietanki.

Jeśli porównać Sezon Burz czy to do Sagi czy zbiorów opowiadań, wyraźnie widać, jak zubożony został styl pisania oraz ile w Sezonie Burz pojawia się nazbyt współczesnych wtrętów językowych. Dosłownie co kilka dialogów miałem negatywne wrażenie, że Geralt nie jest Geraltem, a Jaskier to nie Jaskier. To NIE są te postacie, które zapamiętałem z Sagi o Wiedźminie i opowiadań. Główni aktorzy książki inaczej się wysławiają, inaczej reagują w podobnych – co niegdyś sytuacjach – i po prostu NIE SĄ SOBĄ!

Naprawdę rozumiem, że od ostatniej pozycji książkowej z Wiedźminem minęło prawi 14 lat, ale jeśli Sapkowski chciał pokazać zmiany, jakie zaszły w psychice i zachowaniach swoich najważniejszych bohaterów, to wybrał do tego celu najgorsze możliwe środki. Zmieniając styl pisania, dodając gdzieniegdzie współczesne słownictwo i majstrując przy psychice bohaterów sprawił, że magia prozy, którą otoczony był wiedźmiński cykl, prysła niczym baka mydlana puszczana w deszczu z tytułowej burzy. Dla mnie Sezon Burz to zaledwie dostateczne fantasy i skok na kasę fanów przygód Geralta.

Ocena: 5/10

Komentarze