islanders-pens-ourtimeDziś w nocy New York Islanders zakończyli przygodę z tegorocznymi playoffami ligi NHL. W szóstym meczu serii przeciwko Pittsburgh Penguins przegrali 4-3 po dogrywce, ulegając zespołowi ze Steel City w całej serii 4-2. Niby było im to pisane (grała ostatnia drużyna Wschodu z pierwszą), ale styl, w jakim Wyspiarze postawili się Pingwinom jeszcze przez długie tygodnie będzie na ustach nie tylko kibiców Islanders, ale wszystkich fanów hokeja.

Przeciwko Wyspiarzom świadczyło dosłownie wszystko. Weszli z ostatniego miejsca na Wschodzie, mają bodaj najmłodszy i najmniej doświadczony (w grze w PO) skład w całej lidze, trener Jack Capuano także nigdy jeszcze nie prowadził zespołu z NHL w fazie playoff. Brzydkie kaczątko miało zostać boleśnie pobite przez Pingwiny, tym czasem napędziło im nie lada stracha i potrafiło zagrać (poza dwoma spotkaniami) jak równy z równym. Jestem dumny z postawy swojej ulubionej drużyny.

islanders-pens-poendNaprawdę ani ja, ani chyba nikt inny nie spodziewał się, że po 4 meczach będzie remis 2:2, a szczególnie nie po obejrzeniu pierwszego spotkania, kiedy to Pens przejechali się po Isles jak taran, prezentując fantastyczną grę ciałem, wbijając w bandy dosłownie wszystkich graczy Islanders (swoje zrobił brak doświadczenia w grze w PO, gdzie nie ma patyczkowania się, a każda bramka się liczy). Tymczasem po wspomnianych czterech meczach mieliśmy remis 2:2. I na dobrą sprawę to Penguins byli w gorszej sytuacji przed piątym meczem, gdyż w G4 absolutnie zawiódł Marc-Andre Fleury, wpuszczając dwa szmaciane gole i wydatnie pomagając Islanders w doprowadzeniu do remisu w serii.

Zespoły gotowe na playoffy poznaje się jednak po tym, jak potrafią się podnieść po porażce i w obliczu zbliżającej się przegranej stają się – paradoksalnie – silniejsze i groźniejsze. Po porażce w G4 Tomas Vokoun zmienił MAF-a (wyraźnie załamanego swoją postawą) między słupkami i w G5 zanotował shutout (mimo iż nie grał od końcówki kwietnia), a Pens niemal skopiowali wyczyn z pierwszego spotkania, kończąc mecz z 4 golami na koncie i żadnym straconym. To jest właśnie klasa przeciwnika – mobilizacja przed kolejnym spotkaniem, przejęcie inicjatywy mimo bycia w gorszym położeniu i walka o zwycięstwo (plus doświadczony trener z pomysłami i świetnymi decyzjami w zanadrzu). To atuty, których Islanders zabrakło i których posiadania – z powodu podanych już wyżej przyczyn – mieć nie mogli. Mimo wszystko – w zgodnej ocenie tak fanów samych Islanders jak i Penguins – nowojorczycy byli dla Pens godnym przeciwnikiem, który napsuł im wiele krwi (dość powiedzieć, że dzisiejszej nocy długo zapowiadało się, że to jednak Islanders wygrają G6).


(tak zawodnicy obydwu drużyn dziękowali sobie minionej nocy za rywalizację,
z absolutnym szacunkiem dla przeciwnika, co jest piękną tradycją NHL i hokeja w ogóle
)

Islanders schodzą z areny walk z podniesioną głową. Nikt w nich nie wierzył, wydawało się, że absolutnie nie mają atutów (poza JT, który jednak sam meczu nie wygra), a potrafili stać się dla Pens nie lada wyzwaniem. Udział w PO to dla nich cenne doświadczenie, które pozwoli dalej budować – nadal przecież młodą wiekiem – drużynę, która już za rok może sprawić kolejną niespodzianką i awansować do kolejnej rundy PO. To coś, czego na Long Island nie widziano od 1993 roku. Dwadzieścia lat… Gra w tegorocznych playoffach takich zawodników jak Tavares, Okposo, Visnovski, Moulson czy Cizikas pozwala mieć uzasadnione nadzieje na zakończenie serii lat posuchy i stanie się może nie tyle główną siłą ligi, co drużyną, z którą naprawdę należy się liczyć. Choć to ostatnie Islanders chyba właśnie wszystkim niedowiarkom dobitnie udowodnili.

Moje prywatne gwiazdy PO w ekipie Islanders

1. Kyle Okposo (za przeobrażenie się z niedomagającego gracza w prawdziwego lidera zespołu)
2. John Tavares (za ratowanie tyłka i stwarzanie zagrożenia zawsze, gdy tylko trafiał do niego krążek)
3. Mark Streit (za udowodnienie, nie po raz pierwszy, że obrońca potrafi strzelać i że nadal ma pełne podstawy do bycia liderem defensywy Islanders)

Komentarze